» Blog » Prim

Lśniąca przeszłość, lśniąca przyszłość, czyli Prim Orlík w nowoczesnej odsłonie

Tagi: Recenzje | Prim | Męskie | Klasyczne | Retro

24.4.2024 | 4 MIN

Dziś porozmawiamy o jednej z największych legend czeskiego, a nawet czechosłowackiego zegarmistrzostwa. Przyjrzymy się modelowi Prim Orlík, a konkretnie jego nowoczesnej reedycji Orlík 38 Manufacture 105-001-487-00-1. Poza tym opowiemy również jego bardzo ciekawą historię, która będzie głównie moim swobodnym tłumaczeniem zegarmistrzowskiej biblii Libora Hovorki.

Order Ministerstwa Obrony Narodowej

Narodziny zegarka Orlík sięgają przełomu lat 50. i 60. ubiegłego wieku, kiedy to ówczesne Ministerstwo Obrony Narodowej Czechosłowacji potrzebowało wyprodukować wytrzymały, a przede wszystkim wodoodporny zegarek dla nurków wojskowych. Zadania tego ostatecznie podjęła się fabryka Chronotechna Nové město nad Metují.

Zdroj: http://photowatches.eu

Stary Orlík. Źródło: http://photowatches.eu

W tamtym czasie Orlik musiał spełniać kilka wyśrubowanych wymagań, takich jak zwiększona odporność mechaniczna i odporność na wahania temperatury, wodoodporność do 60 M, dobra widoczność w ciemnej i mętnej wodzie czy wytrzymałość na przeciążenia rzędu 8 G.

Oryginalny model napędzany był zmodyfikowanym kalibrem 50 (typ 0-51), który posiadał koła zamachowe z krzywą Bregueta i wyposażony był m.in. w niespotykane jak na swoje czasy rozwiązania, takie jak amortyzator Incabloc czy specjalny pierścień tłumiący, w którym osadzony był kaliber.

Zdroj: http://photowatches.eu

Źródło: http://photowatches.eu

Zdejmij go na noc!

Tarcze i luneta pierwszego Orlika została pokryta świecącą farbą radioaktywną RSB-3, która została zastosowana w Instytucie Badań, Produkcji i Wykorzystania Radioizotopów w Pradze (ÚVVR), a później w Mikrotechna Jablonec nad Nisou.

Současné hodinky mají zdravotně nezávadnou a kvalitní fotoluminiscenci.

Obecne zegarki mają bezpieczną dla zdrowia i wysokiej jakości fotoluminescencję.

W 1964 roku eksperymentalnie zastosowano wysoce radioaktywny pierwiastek Promethium, o którym mówi się, że świeci ponad 100 razy mocniej. Pierwiastek ten jest na tyle niebezpieczny, że przedstawiciele ÚVVVR odmówili wydania prototypów wyposażonych w ten pierwiastek i zrobili to dopiero po naciskach ze strony MON.

O wytrzymałości zastosowanej farby świadczy również fakt, że przyszli właściciele Orłów zostali poinstruowani, aby zdejmować zegarki na noc i nie nosić ich bez przerwy.

Graal kolekcjonerów

Chociaż pierwotne zapotrzebowanie MON obejmowało 600 zegarków na rękę, ostatecznie wyprodukowano tylko 300 sztuk. Wynikało to głównie z problemów z dostawą specjalnego rodzaju stali, która była używana do produkcji Orlików.

Aby dojść do prawdziwych liczb, musimy jednak nieco zmniejszyć tę liczbę – przetrwało tylko kilkadziesiąt sztuk, głównie ze względu na surowe traktowanie zegarków Orlik w wojsku. Dlatego też są to dziś jedne z najbardziej pożądanych modeli vintage z rodziny Prim. Odpowiada temu również ich cena – na ostatniej publicznej aukcji, którą znalazłem w 2014 roku, osiągnęła ona 27 000 zł.

Czy reedycja sprostała swojej nazwie?

Jak Orlik wyglądają dzisiaj? Od razu po otwarciu pudełka tchnął we mnie duch dawno minionych czasów – nigdy nie trzymałem w rękach prawdziwego i niezafałszowanego Orlika z lat 60-tych, ale mogę powiedzieć, że na pierwszy rzut oka ten współczesny jest naprawdę wierny swojemu pierwowzorowi.

Wyróżnia się kompaktowymi wymiarami 38 mm szerokości i 49 mm długości. Wysokość wynosi 14 mm, nawet z doskonale wypukłym szafirowym szkiełkiem z powłoką antyrefleksyjną. To właśnie chciałbym pochwalić, ponieważ nigdzie nie widziałem podobnego projektu, a jego wygląd jest prawie nie do odróżnienia od akrylowych (plastikowych) szkieł tamtych czasów. Osobiście wolałbym jednak zobaczyć kopertę "wpuszczoną" nieco niżej i zegarek bliżej jego oryginalnej 12mm grubości.

Pod szkiełkiem znajdziemy tarczę (bardzo wierną oryginałowi) z napisami "EAGLE" oraz "24 RUBIES" oznaczającymi ilość kamieni użytych w mechanizmie. Jeśli chodzi o mechanizm, to znajdziemy tutaj in-house kaliber 105, który podobnie jak cały zegarek, został zaprojektowany i wyprodukowany w Novym Městě nad Metují. Sam Kalibr Prim 105 pracuje z częstotliwością 3 Hz z rezerwą chodu wynoszącą 48 godzin. Oczywiście istnieje również naciąg ręczny i hakowanie. To, czego niestety brakuje tej maszynie, to dwustronny automatyczny naciąg.

Piękno kryje się pod tarczą

Dla mnie to właśnie mechanizm zegarka jest jego największą chlubą. Przez przeszklone denko możemy dostrzec niebieskie śrubki oraz kilka innych elementów wykonanych w złocie.

Wyróżniają się także mostki kalibru, które zdobione są okrągłym szlifem, czy też rotor, który zdobiony jest genewskimi (a raczej nowomiejskimi) paskami. Na rotorze znajdziemy również motyw czeskiego lwa oraz dumny napis CZECH MADE.

HyCeram – materiał przyszłości?

Warto również wspomnieć o 60-stopniowej, obracanej w lewo lunecie zegarka, która została wyposażona w nietypową wkładkę wykonaną w technologii HyCeram. Prim wykorzystuje ją również w tarczach – np. w modelach Traktor czy w najnowszej limitowanej edycji z gołębiem.

Luneta zegarka charakteryzuje się doskonałym ruchem, któremu towarzyszy charakterystyczne stłumione "kliknięcie" bez nieprzyjemnego chybotania w poszczególnych pozycjach.

Werdykt na zakończenie

Czy nowy Orlik jest wart grzechu i nie zawstydza swojego poprzednika?

Mnie osobiście nowy Orlik przypadł do gustu i postrzegam go jako świetną okazję do upolowania kawałka czechosłowackiej historii zegarmistrzostwa. Za uczciwą cenę otrzymujemy zegarek z legendarną historią wyprodukowany w całości w Czechach, w tym własny kaliber oparty na oryginalnych mechanizmach Prim.

Tak więc, jeśli naprawdę pożądasz Orlika i nie masz cierpliwości, by czekać, aż inny egzemplarz pojawi się w salach aukcyjnych (nie wspominając o co najmniej dwukrotnie wyższej cenie) – ten kompromis jest dla Ciebie i nie ma na co czekać. Ty także możesz nosić na swoim nadgarstku legendę czechosłowackiego zegarmistrzostwa...

Zegarki wspomniane w artykule